Moja przygoda związana z poznawaniem Boga ukrytego w pięknie ikony, jeśli przygodą można by było nazwać pisanie ikon, rozpoczęła się z początkiem października 2016 roku. Po bierzmowaniu w 2016 r. w mojej parafii powstało wiele grup młodzieżowych, których celem było i jest do dziś poznawanie i odkrywanie Dobroci i Miłości Boga. W tym czasie powstała również grupa ludzi, którzy zapragnęli pod okiem ikonopisarza Br. Marcina Świądra OFMCap poznawać tę Bożą Miłość i Dobroć pisząc cudowne oblicze Jezusa Chrystusa na desce. Do tej grupy, poniekąd za namową przyjaciół, zapisałem się również i ja.
Nigdy nie byłem wybitnym artystą, narysowanie czegokolwiek sprawiało mi naprawdę wielką trudność a narysowanych rysunków najlepiej by było nikomu nie pokazywać… jednak zaryzykowałem i nie żałuję tej decyzji.
Pierwszą ikonę, jaką udało mi się napisać przy pomocy Br. Marcina oraz przyjaciół, którzy podjęli próbę zmierzenia się z tą niełatwą techniką malarstwa był „ Mandylion”. Na nim poznawałem zasady pisania, dobierania odpowiednich kolorów, sztukę złocenia i werniksowania ikon jak i również ich symbolikę. To pierwsze doświadczenie pisania Słowa Bożego na zagruntowanej dwunastoma warstwami gruntu kredowego desce, wedle ściśle określonego kanonu, do tego stopnia zauroczyło mnie, że w lutym 2017 r. postanowiłem zdobytą wiedzę na kursie pisania ikon przelewać w czasie wolnym na deski również w domu. Tak w niespełna 2 lata z pomocą i łaską Boga napisałem 11 ikon. Obecnie pracuję, choć prawdę mówiąc pracujemy razem z Bogiem nad 12 ikoną, ikoną Matki Bożej Częstochowskiej. Jest ona dla wielu ludzi jest kojarzona z „ Sanktuarium Narodu Polskiego” a dla mnie osobiście z obliczem Matki, która zawsze wysłuchuje wołania swoich dzieci, Matki, która trzymając swojego Syna Jezusa Chrystusa dialoguje z Nim i z człowiekiem, wypraszając u Boga wiele łask dla całej ludzkości.
Czas jaki spędzam nad pisaniem ikon czy to w domu czy na kursach prowadzonych przez Br. Marcina pozwala mi nieustannie odkrywać Bożą obecność jak i pomoc tak w pisaniu jak i w codziennym, zwykłym, moim życiu. Pisanie ikon „ dodaje mi skrzydeł”, pozwala niejednokrotnie doświadczyć tego, że choć ja trzymam pędzel w swojej dłoni, dłoń tę prowadzi Bóg. Doświadczyć tego, że choć czasem coś mi nie wychodzi tak jak bym tego chciał Bóg z tego „zepsutego elementu” później wyciągnie jeden z piękniejszych elementów ikony.
Do dziś nie rozumiem w pełni, dlaczego Pan Bóg, poniekąd przez usta moich przyjaciół, dwa lata temu zaprosił mnie, człowieka, który nie umie do dziś rysować, nie umie szkicować itd., człowieka, który przez cały ten czas był uwikłany w różne „tarapaty życia” abym pisał ikony i nimi się dzielił z innymi. Pomimo jednak tego dziękuję Bogu za ten wielki dar, jakim zechciał mnie obdarować. Często pytam Go, dlaczego nie zechciał tego daru podarować innym, bardziej uzdolnionym artystom, i wtedy przychodzi mi na myśl to jedno zdanie, że „ Bóg nie powołuje uzdolnionych, ale uzdalnia powołanych”. Widzę to z każdą kolejną ikoną, jaką z łaską Bożą piszę…
O ikonach, ich pisaniu, całej symbolice i głębi ikon można by było pisać wiele jednak myślę, że nie o to chodzi, aby napisać kilka tomów obszernych ksiąg, ale o to, aby w ikonie, jej pisaniu odkrywać Miłość Boga, jaką każdego dnia obdarza On człowieka.
Marcin Kołodziej